Pokolenie lajków
Nie mam konta na FB ani na żadnym innym portalu społecznościowym, bo uważam że to strata czasu. Jeśli mam ochotę się z kimś skontaktować, to po prostu dzwonię pogadać albo się umawiam na spotkanie. No ale zapewne jestem w mniejszości. Wczoraj spotkała mnie dziwna sytuacja. Miałam zrobić wpis, ale zamiast tego poczytałam sobie kilkanaście innych blogów, a właściwie wpisów, które akurat się pojawiały i z jakiegoś powodu mnie zainteresowały. Na niektórych zostawiłam komentarze. Pech chciał, że wdałam się w dyskusję o jednym artykule, który mnie zainteresował, ale co do przedstawionych w nim teorii mam mieszane odczucia. Niestety moje pytania spotkały się z odpowiedziami w stylu: na blogu została przedstawiona jedyna słuszna linia, teoria z którą się nie dyskutuje. Od razu przypomniał mi się „Atlas chmur” 🙂 Oczywiście w kontekście przerysowanym, ale nasunęło mi to wniosek, że na psychikę ludzi coraz większy wpływ mają portale społecznościowe, w których jedyną słuszną oceną jest „I like”. Niektórzy ludzie nie wiedzą jak się zachować, jeśli usłyszą coś innego niż: „Cudowny artykuł”, „Jakie to głębokie”, „Świetnie Skrabie”, „Jesteś the best”, itd. Oczywiście są też zdania w stylu: „To było beznadziejne”, „Jesteś głupi/głupia”, itp. Obie te oceny: na plus i na minus, zwykle są bez żadnego uzasadnienia. Takie odmóżdżone pochlebstwa albo „krytyka”, przez którą jednak ludzie zapominają że istnieje jeszcze coś takiego jak dyskusja. Jeśli nie wpasujesz się w „szablon” któregoś z powyższych, autor nie bardzo wie co z tobą zrobić. Ja na przykład zostałam nazwana TROLLEM 🙂 🙂 🙂 Co więcej, zostałam „podejrzana” o czytanie serwisów na temat fizyki 🙂 Z własnej nieprzymuszonej woli… Brrr… Autor usunął wpisy nie wnoszące nic do tematu artykułu i słusznie, bo wyglądało to komicznie.
Tak czy inaczej smutne to, że masz wybór (zwłaszcza przy tematach związanych z nauką): lajkować albo hejtować. Źle to wróży dla nauki, jeśli pytania i inne poglądy stają się passe.