Piec

Mąż na szczęście nacieszył się już klimą i nie robi mi mikroklimatu północno-skandynawskiego w domu 🙂 Włącza tylko wtedy, gdy jest rzeczywiście za ciepło. Za to mamy do czynienie z prawem serii, czy jak to się tam nazywa, czyli jak już się wpakowaliśmy w duże wydatki, to (odpukać) następny nam się szykuje. Mianowicie popsuł nam się piec i mam tylko nadzieję, że uda się go naprawić za rozsądne pieniądze i nie trzeba będzie wymieniać na nowy. Tak czy inaczej, na pewno popłyniemy z kasą nadprogramowo 🙁 Objawy są takie: włącza się ogrzewanie CO (a jakże, skoro akurat teraz nie jest potrzebne, to i działa), ale nie podgrzewa wody w kranie (a to już mega problem). Coś tam prztyknie i to tyle…

A poza tym jest miło i przyjemnie. Skończyło się zamieszanie ze szkołą, zaliczanie, zdawanie, bieganie, bo pomimo, że dotyczy to dzieciaków, zawsze przy okazji dostaje się rykoszetem rodzicom. Za dwa tygodnie oficjalnie rozpoczną się wakacje 🙂 A wtedy pozostanie tylko jeden problem – jak odciągnąć dziecko od komputera w okresie, w którym nigdzie nie wyjeżdża.