Obietnica

Obiecałam sobie, że choćby się paliło, waliło, zrobię przynajmniej jeden wpis w miesiącu, a że jutro ostatni dzień września, więc spieszę wywiązać się z obietnicy. Niestety ostatnio i czasu brakuje i weny, więc przyjęłam taki minimalny okres. Zapewne to dlatego, że nic ekscytującego się nie dzieje, z czego zresztą się cieszę, bo te ekscytujące rzeczy to zwykle większe lub mniejsze problemy. Dzielę więc czas pomiędzy pracę i dom i tak jest dobrze. A ponieważ i w domu i w pracy mam sporo zajęć, więc na blogową twórczość go brakuje. Dobrze mieć kilka wymówek 🙂

W tym roku odkryłam na nowo suszone owoce i różę. Mam więc powód do długich spacerów w poszukiwaniu tej drugiej, a że pogoda sprzyja, więc robię to z miłą chęcią. Zrobiłam też całkiem spory zapas suszonych jabłek, gruszek i śliwek węgierek. Niestety jeszcze jest za ciepło na włączenie kaloryferów, więc moją suszarnią jest piekarnik. Wygląda to mniej więcej tak:

Tam poniżej jest róża i jabłka.

Mam też ambicję poeksperymentować z nalewkami. Zasadniczo nie przepadam za mocnymi alkoholami (ani w ogóle za alkoholami), ale od degustacji od czasu do czasu czegoś smacznego uciekać nie będę 🙂 Wymyśliłam sobie na początek nalewkę z jarzębiny, kaliny i pigwy (jeśli uda mi się ją dostać). Zobaczymy co z tego będzie, bo przepisów i pomysłów w necie znalazłam sporo, trzeba by tylko wybrać ten najlepszy. A to już – obawiam się – metoda prób i błędów…