„Śmieciowe” zamieszanie
Pamiętam, że kilka lat temu, kiedy uchwalono „śmieciową” ustawę, cieszyłyśmy się z koleżanką, że w końcu polskie lasy będą wyglądać normalnie, bo jeśli wszyscy będą musieli płacić za wywóz śmieci, to nikomu nie będzie się chciało jeździć na wycieczki do lasu, żeby wyrzucić śmieci. A tu proszę, wylano dziecko z kąpielą, bo wprowadzono tak małe „limity” śmieci na osobę, że problem nie tylko pozostanie, ale pewnie jeszcze bardziej się zwiększy. Co za głupota. Przecież wiadomo, że ludzie nie będą specjalnie zwiększać produkcji śmieci tylko dlatego, że wywozi je gmina. Dlatego moim zdaniem nie powinno być żadnych limitów. Zamawiasz dowolny śmietnik, a jak firma wywozowa (albo ty sam) zauważy, że jest do połowy pusty lub śmieci stoją obok, zamienia go na mniejszy lub większy, zgodnie z zapotrzebowaniem. Tymczasem u nas wprowadzono limit 40l (jeden nie za duży śmietnik) na osobę na 2 tygodnie!!! Chyba ktoś tu powinien wrócić do podstawówki na matematykę, bo najwyraźniej się w tym „nie łapie”… Albo nie zajmuje się obowiązkami domowymi i nie ma pojęcia ile rodzina „produkuje” śmieci
Poza tym uważam, że nie powinno być rozróżnienia na – segreguję czy nie segregują. Żeby nie utonąć w śmieciach wszyscy powinni segregować i koniec. I to nie zasadzie takiej prowizorki jak wprowadzono teraz: śmieci mokre i śmieci suche, tylko na zasadzie segregacji surowców gotowych do przetworzenia (szkło, aluminium, papier, itd.). Pozwoliłoby to ograniczyć przy okazji opłaty za wywóz śmieci, bo firmy zajmujące się odbiorem odpadów miałyby gotowy produkt do odsprzedaży.
A tymczasem… szkoda gadać….