Zadanie domowe

Śmieszna sprawa. Niedawno zapisałam się na kurs angielskiego. Uznałam, że mój angielski jest w opłakanym stanie i zdecydowanie wymaga przypomnienia. Kurs jest bardzo dobrze prowadzony. Nie można się na nim nudzić. Coś tam z niego wynoszę, chociaż nie tak dużo jakbym się spodziewała, ale to już moja wina, bo zdaje się, że z wiekiem spada zdolność do przyswajania informacji, zwłaszcza słówek. Najpierw mnie to wystraszyło, a później z rozmów z moimi rówieśnikami wyszło, że oni też tak mają, więc chyba trzeba się pogodzić z wiekiem i bardziej przyłożyć do powtórek. Niestety nie wchodzi już do głowy tak „na pstryknięcie”. Liczę, że z czasem jednak wszystko zapamiętam.

Ale nie to jest takie śmieszne. Po każdych zajęciach mamy zadawane jakieś zadania domowe. Ostatnio było do napisania krótkie wypracowanie z użyciem conditional II. Nie miałam czasu nad tym przysiąść więc odkładałam i odkładałam. Uff, po długaśnym wstępie dotarłam do śmiesznej sprawy 😉 Uwaga: wczoraj przy kolacji mówię: „o kurczę, jutro zajęcia, a ja nie mam zrobionego zadania domowego”. Na co moje dziecko: „tak, mnie to gonisz, marudzisz że robię wszystko na ostatnią chwilę. A ty co? Przynajmniej już wiem po kim to mam. No już, mamusiu, do lekcji marsz”. I takie to sobie dziecko wychowałam. Broń obosieczna, albo w moim wieku już nie należy się uczyć 😉

Dobra, kończę, bo w sumie muszę jeszcze sczytać moje wypociny. Obiecałam też zamówić skarpetki do mężowskiego garniaka.

Dziś ostatni dzień wiosny, od jutra wraca zima 🙁 Oby na króciutko.