Idzie wiosna

Podobno wielkimi krokami zbliża się wiosna. Prognozy są optymistyczne – za tydzień +10 stopni i to nie Fahrenheita, ani tym bardziej Kelvina, ale naszego drogiego Celsjusza 🙂

Co roku trzymam choinkę w domu do ostatniego dnia, żeby się nacieszyć świętami. W tym roku nie mogę doczekać się księdza po kolędzie, żeby ją rozebrać… A to już nowość w moim wykonaniu. Nie mam ochoty na spacery po trzeszczącym pod butami śniegu (kolejna nowość), wolałabym wybrać się na rower po zielonym lesie (uff, choć jeden standard).

Z przymrużeniem oka zaczęłam czytać książkę pt. „Cyfrowa demencja”. Niestety po pierwszych kilku stronach mina mi zrzedła, bo okazuje się, że nie takie bzdury są tam powypisywane, jakich się spodziewałam. Już jakiś czas temu zauważyłam u siebie, że czym więcej czasu spędzam w necie (a niestety muszę), tym większe mam problemy z koncentracją i pisaniem dłuższych tekstów… Ja jak ja, ale dziecku trzeba będzie bardziej zdecydowanie wyznaczyć granice… Jak przeczytam całą książkę to napiszę coś więcej.

Plusy

Plusy:

– odchudzania – trochę schudłam, a żeby mieć motywację do utrzymania tej wagi i w ogóle, żeby poprawić sobie nastrój, kupiłam trochę nowych ciuchów 🙂 Że niby dotychczasowe są za luźne… Każdy pretekst dobry, a mąż nawet ponarzekać nie może przy takich argumentach 🙂

– drugiej połowy stycznia – może jeszcze tego tak nie widać, ale dzień mamy coraz dłuższy. Uznajmy więc, że wkrótce wiosna 🙂

– wcześniejszego rozliczenia się z podatków – będzie szybciej zwrot kasy.

Przedświąteczne postanowienia i cud odchudzania

Od wielu lat moim postanowieniem noworocznym jest zacząć się odchudzać 🙂 Jak zapewne większości kobiet. Niestety to postanowienie jest realizowane zwykle przez jakieś dwa tygodnie nowego roku, a później lipa i lekka przedurlopowa histeria 😉 W tym roku (a właściwie w poprzednim) postanowiłam „oszukać postanowienie” i przeniosłam je na… listopad. Wtedy zwykle zaczyna się większe zamieszanie w pracy, siedzi się dłużej, je mniej – bo nie ma czasu, biega po sklepach w poszukiwaniu prezentów i w ogóle moja aktywność wówczas zdecydowanie wzrasta. Wykorzystałam ten czas narzucając sobie dodatkowo kontrolę nad przegryzkami, żeby nie było, że jak nie ma czasu na obiad, to wciągnę kilka snickersów dla kurażu i pobudzenia sił 🙂 Zaczęłam też trochę ćwiczyć. Efekt wyszedł taki, że kiedy wskoczyłam w święta w obcisłą kieckę, to wszyscy zrobili wow, mimo że waga pokazuje tylko 3 kg mniej (co oczywiście też jest osiągnięciem). W święta jakimś cudem udało mi się pilnować, więc wszystko pozostało w normie i tylko teraz muszę zapanować nad zimowym obżarstwem, bo robi się chłodno, a zawsze mój apetyt rośnie proporcjonalnie do spadku temperatury 😉

Ale, ale… Ostatnio zaczęła mi szwankować waga, tzn. dłużej się namyślała zanim w ogóle postanowiła się „wyzerować” i dłużej ważyła. Wczoraj w ramach buntu pokazała mi, że ważę 125,6 kg!!! (nie jestem małą osóbką, ale zawsze do tej wagi mi było daleko). A dziś nastąpił cud odchudzania – pokazała 2,9 kg !!! Chodakowska, schowaj się. W ciągu jednego dnia, to nawet Ty tak nie potrafisz 😉

PS. Wyczerpałam limit tagów do bloga… Nie sądziłam, że to możliwe…