Mój bilans zysków i strat wakacyjnych jest następujący:
– finansowo na plus – wydałam mniej niż zakładałam, ponieważ pogoda nie sprzyjała tak częstym weekendowym wyjazdom, na jakie miałam nadzieję. Odpuściłam także wyjazd w góry, bo w terminie, w którym się wybierałam akurat tam lało i to tak intensywnie, że spowodowało lokalne podtopienia i powodzie;
– rekreacyjnie na minus – czuję niedosyt wycieczek. Nie bardzo potrafię wypocząć w domu, zrelaksować się, bo cóż że nie trzeba chodzić do pracy, jak zawsze znajdzie się jakieś zajęcie, które uważam za pracę w domu i coś mnie podkusi, żeby je zrobić.
Zatem tak, nie wypoczęłam. Dlatego pokładam wielką nadzieję we wrześniu. Zrezygnowałam z części urlopu w „wysokim sezonie”, kiedy już wiedziałam, że nie ma sensu wyjeżdżać, żeby przenieść go na bardziej sprzyjający okres. Martwią mnie co prawda nocne chłody i wyraźnie krótszy dzień, ale przy słonecznej pogodzie nie będę kaprysić.
A dziś mam niusa. Ktoś zamieścił mi komentarz pod jednym z wpisów. Początkowo ucieszyłam się. Przypomniały mi się miłe wpisy, jakie inni blogerzy wrzucali mi na bloxie. Niestety komentarz okazał się spamem 🙁 Poza linkiem do zagranicznego adresu była wypowiedź bez składu, ładu i związku z artykułem o treści: „doskonała i imponujące witryny blogu. Naprawdę chciałbym ci podziękować, za dostarczenie nam znacznie lepsze dane”… Sorka, autorze, lądujesz u mnie w spamie 🙂