Mam sobie taki nie za duży ogródek. Zrobiłam na nim ostatnio porządek – powyrywałam zwiędnięte krzewy pomidorów, ogórków i kabaczków. Podobny los spotkał jednoroczne kwiaty. Przekopałam grządki. Zgrabiłam liście. Ogród był przygotowany do zimy i wczesnowiosennych kolorków.
Dziś rano przez płot przeskoczył pieseł sąsiadki, trzasnął kilka kółeczek na oślep wokół ogrodu, po czym wytarzał się w grządkach. A później jeszcze przyszedł na taras i przez drzwi tarasowe zajrzał mi do środka. Biszkoptowe futerko było wspaniale utaplane w ziemi… Wyszłam na ogródek i zawołałam sąsiadkę, która wypuściła go tylko na chwilkę, bo zaspała do pracy i nie miała czasu wyjść z nim na spacer. A tymczasem doszło jej kąpanie…
Ech te pieski. Lepiej nie zmieniać „procedur”. Co prawda u niej by się nie wybrudził, bo ma ogródek w znacznej części zabudowany deskami, a tam gdzie nie ma tarasu ma piękną, gęstą trawę, a po bokach ogromnie donice, ale pech chciał, że jakoś przeskoczył do mnie. A mój ogródek, mimo planów „ucywilizowania” go, nadal pozostaje w znacznej części dziki.
A ganiając pieska, przypomniałam sobie, że już najwyższy czas aby przymocować karmniki dla ptaków. Tym bardziej, że jeden jest do naprawy i lepiej to zrobić w taką piękną słoneczną pogodę jak dziś, a nie w czasie kolejnej wichury, jaką zapowiadają.
Wczoraj też postawiłam na piernikowy debiut. Zrobiłam piernika (w sensie ciasto na piernika), które musi teraz postać trzy tygodnie. Podobno ma być później przepyszne. Ponoć to stąd wzięło się powiedzenie „stary piernik”, chociaż nikt mi nie potrafi wyjaśnić dlaczego jest ono używane w sensie negatywnym. Tak czy inaczej, ciasto stoi i „dojrzewa”. Przed świętami mam je upiec, posmarować powidłami śliwkowymi, polać czekoladą i będzie to prawdziwe świąteczne ciacho. Pożyjemy, zobaczymy.
Dziś ładna pogoda. Można by się zabrać za mycie okien, bo nie wiadomo jak to będzie bliżej świąt. Może zrobi się prawdziwa zima i ściereczka będzie przymarzać do szyby w czasie mycia… Już takie sytuacje miałam.