Po okresie maseczek antycovidowych, przyszedł czas na maseczki antysmogowe. Zrobiło się zimno. Dziś rano, kiedy wychodziłam z domu, było zaledwie +2 stopnie C. Na dworze uderzył mnie zapach nieprzyjemnego dymu. Węgiel kamienny, który też potrafi być śmierdzący i duszący, toto nie był. Raczej jakieś płyty, śmieci, jakaś dziwna mieszanka. Po prostu smród.
Kiedyś koleżanka, która na stałe mieszka w Niemczech, mówiła, że jak jedzie z mężem w okresie jesień – wiosna do Polski, zawsze po zapachu spalenizny poznaje, kiedy już wjechali do kraju. Inna koleżanka mówiła, że jak widzi na zdjęciu piękny zimowy krajobraz z ośnieżonymi domkami, to od razu kojarzy jej się z zapachem dymu… Zatem było źle, a w tym roku zapowiada się, że będzie jeszcze gorzej.
Obstawiam, że nawet antymaseczkowcy zaopatrzą się w maseczki. A jak nie, to grożą im inhalatory. Jak się do tego dołączy bzdurne przepisy pozwalające na palenie węglem brunatnym i idiotyczne wypowiedzi polityków o tym, czym można palić, to mamy przepis na zdecydowany wzrost zachorowań na choroby układu oddechowego. Oby nie skończyło się jak ongiś w Londynie. Bo są takie miasta w Polsce, które są słabo „wentylowane” ze względu na położenie geograficzne, jak choćby Skawina, gdzie taka mieszanka powietrza może grozić ogromną ilością co najmniej zachorowań, jeśli nie zgonów.
Ja w każdym bądź razie zamówiłam maseczki antysmogowe. Często zdarza mi się wychodzić wieczorami i już po tym co się dzieje widzę, że będą to „śmierdzące wyprawy”. Coś mi się wydaje, że w tym sezonie grzewczym wyjdzie, że tanio i ekologicznie jest ogrzewać gazem z beczki.
Oby zima nie była mroźna.