Początek ferii

Rozpoczynamy, a właściwie rozpoczęliśmy ferie. Niestety dziecko w tym roku nie jedzie na żadne zimowisko – zresztą patrząc na pogodę w górach, może to i dobrze, bo ni to zima ni wiosna. Na szlaki strach wyjść, Zakopane bezśnieżne, na stokach tyle co naśnieżą armatkami i nie stopnieje. W innych górskich miastach, miasteczkach i wioskach zwanych „kurortami” podobnie. Co nie zmienia faktu, że trzeba dziecku znaleźć zajęcie, bo czasy, kiedy to dzieci same sobie znajdowały zabawę (i nie było ich w domu od rana do wieczora), już minęły. No, chyba że policzymy siedzenie na necie. Tak, to zawsze potrafią sobie znaleźć i zrobić sobie przerwę jedynie na śniadanie, obiad i kolację. Krótką przerwę, żeby za dużo czasu nie stracić. A więc niestety, chciał nie chciał, będę musiała wybrać się gdzieś z nim, bo sam się z domu nie ruszy… W zasadzie przy takiej pogodzie moglibyśmy wybrać się na przejażdżkę rowerową… w poszukiwaniu oznak wiosny 😉 Na pewno jakieś byśmy znaleźli. Tak się zastanawiam czy nie wyskoczyć na przedłużony weekend nad morze. Może nawet pociągiem, bo i taniej, i szybciej i bezpieczniej. Tym bardziej, że o tej porze roku małe miejscowości odpadają, a Trójmiasto, Świnoujście czy Kołobrzeg są dobrze skomunikowane. Zobaczymy jeszcze jak się uda.

Tymczasem zabraliśmy się za czytanie „Władcy pierścieni”. Przyznaję, że zabraliśmy się nie bez obawy, bo bardzo lubimy film (oglądany wielokrotnie) i baliśmy się rozczarowania jak przy „Hobbicie”, przy którym kolejność była inna: najpierw książka, później film i być może dlatego film obejrzeliśmy raz i jakoś do niego nie wracamy. Po przeczytaniu 200 stron „Władcy pierścieni” widzimy, że tu również film i książka „rozbiegają się” znacznie, ale staramy się nie porównywać i czytać jako inną opowieść. Póki co podoba nam się.

No dobrze, a więc wpis na początek ferii został dokonany. Pod koniec zamieszczę podsumowanie, co udało się zrobić, a co nie i jak nam ten czas minął. Tymczasem w moim crm-ie pojawiła się informacja o konieczności szybkiego przygotowania kilku dokumentów, więc niestety przerwę na kawę czas skończyć i zabrać się szybko do pracy, żeby wyjść stąd o przyzwoitej godzinie 🙂

Miłego dnia i udanych ferii Wam życzę.

Aaa i jeszcze dobrej zabawy, bo karnawał nam się powoli kończy.

Już ferie

Nie było mnie ponad miesiąc, ale widzę, że poprzedni wpis jest nadal aktualny. Co prawda w międzyczasie przytrafił się śnieżno – mroźny tydzień (a w zasadzie kilka dni), ale było minęło. Pogoda nadal iście wiosenna. Na ogródku wykiełkowały mi tulipany i narcyzy, z czego się nie cieszę, bo obawiam się nawrotu zimy na wiosnę i wymrożenia kwiatów, ale cóż zrobić. Wczoraj biegałam w lekkiej bluzie. Na boisku chłopaki grają w piłkę, co mogłoby się wydawać normalne w wakacje, a nie w ferie, ale cóż taki mamy klimat…

Moje Dziecię nie chciało nigdzie wyjechać na ferie. Dziś było a aquaparku i nabrało ochoty na szlifowanie pływania, więc wygląda na to, że ferie spędzimy na pływalni. Tak sobie jednak myślę, że muszę go zapisać na kurs, bo jednak instruktor więcej go nauczy niż matka, która sama kiepsko pływa.

Za to moje drugie Słońce wpadłszy również w wiosenny nastrój reorganizuje garaż. Doszedł ostatnio do wniosku, że jest tam na tyle dużo miejsca, żeby można było urządzić mały warsztat. Co prawda wpadł na to po tym, jak żona „wyrzuciła” go z domu z brzeszczotem i rurkami, które ciął po prostu na podłodze po czym wszędzie można było znaleźć opiłki metalu, co nie należało do przyjemności zwłaszcza, jak się je „znalazło” skarpetką. No więc urządza garaż. Co prawda roboty przy tym było niemało, bo nigdy nie miał czasu na skuteczne zrobienie tam porządku, a tu proszę, nagle pojawiły się szafki (i to takie bardzo modne, bo pochodzące z recyklingu starej meblościanki), dało się też zrobić solidny pawlacz, na którym wylądowały opony. I okazało się nagle, że jest tam mnóstwo miejsca. Powinnam powiedzieć, że już dawno sugerowałam zrobienie tam porządku, ale on nie miał czasu, a ja miałam zakaz porządkowania, bo później ponoć „nic nie można znaleźć”. No, ale dobra, zrobił sam i okazało się, że jeszcze jest miejsce na inne narzędzia, maszyny czy whatever, więc teraz przeszukuje giełdę maszyn (na szczęście w internecie, więc nie wybywa mi na całe dnie), na której wyszukuje co by się jeszcze przydało. Grunt to zajęcie. No może jeszcze i to, żeby się wszystko pomieściło, bo kolejne szafki ciężko będzie wcisnąć. Mam nadzieję, że uda mu się zainteresować majsterkowaniem nasze Dziecię, bo gender genderem, ale chłopak powinien sobie radzić z narzędziami…

A cóż poza tym… Hmm… Soczi…

Może uda się gdzieś wyjechać na trochę. Chyba, że mój Najdroższy znajdzie jakieś niezbędne narzędzia, które trzeba koniecznie kupić i nie starczy kasy na wyjazd… Faceci 😉

Jedno z moich noworocznych postanowień to kupić rolki i oczywiście nauczyć się na nich jeździć, choć zastanawiam się nad wycofaniem się z tego postanowienia, bo ostatnio przejechałam się trochę na hulajnodze i muszę przyznać, że na chodniku wyłożonym betonowymi kostkami to żadna przyjemność. Można sobie kompletnie rozklekotać stawy. A niestety gładziutkich asfaltowych dróżek w pobliżu nie ma…