Już ferie

Nie było mnie ponad miesiąc, ale widzę, że poprzedni wpis jest nadal aktualny. Co prawda w międzyczasie przytrafił się śnieżno – mroźny tydzień (a w zasadzie kilka dni), ale było minęło. Pogoda nadal iście wiosenna. Na ogródku wykiełkowały mi tulipany i narcyzy, z czego się nie cieszę, bo obawiam się nawrotu zimy na wiosnę i wymrożenia kwiatów, ale cóż zrobić. Wczoraj biegałam w lekkiej bluzie. Na boisku chłopaki grają w piłkę, co mogłoby się wydawać normalne w wakacje, a nie w ferie, ale cóż taki mamy klimat…

Moje Dziecię nie chciało nigdzie wyjechać na ferie. Dziś było a aquaparku i nabrało ochoty na szlifowanie pływania, więc wygląda na to, że ferie spędzimy na pływalni. Tak sobie jednak myślę, że muszę go zapisać na kurs, bo jednak instruktor więcej go nauczy niż matka, która sama kiepsko pływa.

Za to moje drugie Słońce wpadłszy również w wiosenny nastrój reorganizuje garaż. Doszedł ostatnio do wniosku, że jest tam na tyle dużo miejsca, żeby można było urządzić mały warsztat. Co prawda wpadł na to po tym, jak żona „wyrzuciła” go z domu z brzeszczotem i rurkami, które ciął po prostu na podłodze po czym wszędzie można było znaleźć opiłki metalu, co nie należało do przyjemności zwłaszcza, jak się je „znalazło” skarpetką. No więc urządza garaż. Co prawda roboty przy tym było niemało, bo nigdy nie miał czasu na skuteczne zrobienie tam porządku, a tu proszę, nagle pojawiły się szafki (i to takie bardzo modne, bo pochodzące z recyklingu starej meblościanki), dało się też zrobić solidny pawlacz, na którym wylądowały opony. I okazało się nagle, że jest tam mnóstwo miejsca. Powinnam powiedzieć, że już dawno sugerowałam zrobienie tam porządku, ale on nie miał czasu, a ja miałam zakaz porządkowania, bo później ponoć „nic nie można znaleźć”. No, ale dobra, zrobił sam i okazało się, że jeszcze jest miejsce na inne narzędzia, maszyny czy whatever, więc teraz przeszukuje giełdę maszyn (na szczęście w internecie, więc nie wybywa mi na całe dnie), na której wyszukuje co by się jeszcze przydało. Grunt to zajęcie. No może jeszcze i to, żeby się wszystko pomieściło, bo kolejne szafki ciężko będzie wcisnąć. Mam nadzieję, że uda mu się zainteresować majsterkowaniem nasze Dziecię, bo gender genderem, ale chłopak powinien sobie radzić z narzędziami…

A cóż poza tym… Hmm… Soczi…

Może uda się gdzieś wyjechać na trochę. Chyba, że mój Najdroższy znajdzie jakieś niezbędne narzędzia, które trzeba koniecznie kupić i nie starczy kasy na wyjazd… Faceci 😉

Jedno z moich noworocznych postanowień to kupić rolki i oczywiście nauczyć się na nich jeździć, choć zastanawiam się nad wycofaniem się z tego postanowienia, bo ostatnio przejechałam się trochę na hulajnodze i muszę przyznać, że na chodniku wyłożonym betonowymi kostkami to żadna przyjemność. Można sobie kompletnie rozklekotać stawy. A niestety gładziutkich asfaltowych dróżek w pobliżu nie ma…

Kwiaty zamiast pryskania roślin?

Zrobiła się piękna pogoda więc trzeba zadbać o ogródek. Wokół sąsiedzi pryskają swoje roślinki przed szkodnikami. W zeszłym roku słyszałam, że kwiatki o wdzięcznej nazwie aksamitki odstraszają mszyce. Postanowiłam więc sprawdzić czy to prawda i trafiłam na mnóstwo artykułów o roślinach odstraszających różne robale. Środkom chemicznym mówię więc PRECZ i zamierzam w tym roku poeksperymentować z kompozycjami roślinnymi.

I tak na pewno kupię i posadzę:

1. komarzycę (z łaciny: plectranthus), której zapach odstrasza komary – sprawdzimy czy rzeczywiście; komary podobno odstrasza też kocimiętka i bazylia, może więc dosadzę któreś,

2. aksamitkę – co prawda nie znalazłam informacji jakoby miała odstraszać mszyce, ale lubię jej gorzkawy zapach a poza tym odstrasza mączliki, miodówki, krety i niszczy nicienie,

3. czosnek – a co tam, boją się go: również mszyce (podobnie jak lawendy i anyżu), nornice, myszy, ślimaki i przędziorki.

4. poza tym dużo robali nie lubi ziół, więc chyba zrobię ziołową grządkę z rozmarynem, szałwią, miętą, kolendrą i oregano.

Mszyce za to nie znoszą podobno lawendy, której mam sporo nasadzonej 🙂 Może dlatego do tej pory nie miałam z nimi problemów…

Trujące rośliny ogrodowe

Ponieważ wkręciłam …

Ponieważ wkręciłam się w temat trujących roślinek, kontynuuję go dla roślin ogrodowych. Może po krajobrazie za oknem tego nie widać, ale wkrótce wiosna, warto więc wiedzieć, zwłaszcza mając małe dziecko, na które rośliny warto uważać. Mnie ich spis zdziwił, zwłaszcza że są na nim moje ulubione kwiaty, więc go zamieszczam. Oczywiście rośliny te mogą być trujące w różnym stopniu nie ma więc co panikować. W przyrodzie wszyscy muszą się jakoś bronić 🙂

Lista – tak jak w przypadku roślin doniczkowych – ze względu na moją ograniczoną wiedzę w tym zakresie, nie jest oczywiście kompletna:

1. konwalia,

2. narcyz (ponieważ trujący jest ten lepki sok, więc zapewne należy również uważać na żonkile),

3. bukszpan,

4. bluszcz,

5. bieluń,

6. cis,

7. rododendron,

8. złoty deszcz,

9. tojad,

10. wawrzynek,

11. ziemowit jesienny,

12. trzmielina,

13. kasztanowiec,

14. śnieguliczka biała,

15. wiciokrzew,

16. thuja.

Żeby zachęcić do zapoznania się z tematem – co mamy na ogródku, dodam, że niektóre z tych roślin są tak trujące, że mogą doprowadzić do uszkodzenia nerek, wątroby, poparzeń skóry, a nawet śmierci i to wcale nie trzeba zjeść całego krzaka…