Prawie maj

Zbliża się jeden z moich ulubionych miesięcy – maj. Uwielbiam go za świeżą zieleń, piękne kwiaty (zwłaszcza konwalie), kwitnące drzewa, miły początek, krótkotrwałe choć intensywne burze, po których powietrze pachnie świeżością, umiarkowaną pogodę, zapach wiosny, zdecydowaną zmianę garderoby na lekko-wiosenną lub nawet letnią (jeśli pogoda pozwala) i wiele innych rzeczy. W tym roku pogoda pozwoliła na więcej, bo już w połowie kwietnia wyprałam kurtki zimowe i schowałam. Zwykle – także ze względu na wyjazdy w góry – przeprowadzam tę „operację” później. Lubię też październik, choć z innych powodów.

Szykujemy się już na wyjazd do rodziny na długi, choć nie powalająco, weekend. Mam nadzieję, że pogoda jednak nie nawali, tzn. że nie będzie padało, bo temperatura – ciut wyższa lub ciut niższa – nie ma takiego znaczenia.

Wczoraj po raz pierwszy słyszałam kukułkę, która co roku do nas przylatuje i intensywnie się wypowiada 🙂 Wkrótce powinny wrócić jerzyki 🙂 Jest pięknie. No może nie konkretnie w tej chwili, bo ochłodziło się i pada, ale tak w ogóle. Zresztą deszcz też jest potrzebny. Odpadnie mi podlewanie 🙂

W tym roku eksperymentuję z wawrzynem, czyli tzw. drzewkiem (a raczej krzakiem) laurowym. Nie odważyłam się zasadzić go do ziemi, bo większość osób uważa, że jednak nie jest odporny na mróz, nawet po przykryciu. Wylądował więc w dużej donicy. Zobaczymy na jaką wysokość wyrośnie, bo tu też zdania osób, które go hodowały są podzielone. Liczę na bujny i ok. 50 cm gąszcz 🙂 A co wyjdzie, to się okaże.