Coś o wiosennej diecie i ogrodzie

Nie wiem dlaczego, ale w zimie zawsze odkładam na bok zdrowy rozsądek w odżywianiu. Pewnie zostało we mnie coś z prehistorycznego człowieka, który musi zrobić na zimę zapas tłuszczyku. A może mniej mobilizująca dla zachowania diety jest również zimowa moda, która wiele potrafi ukryć. Nawet podczas tak łagodnej zimy, jak tegoroczna nie uchroniłam się od nabycia dodatkowych kilogramów. Niestety w tym przypadku łatwiej jest zdobyć niż stracić, więc… próbuję póki co z marnym efektem. Przy okazji zaczęłam wcinać nowalijki, co może i mnie nie utuczy, ale do zdrowej żywności raczej się nie zalicza. No ale jak tu wiosną odmówić sobie młodych ziemniaków, marchewki, rzodkiewki, sałaty itd. Żeby jednak uspokoić swoje sumienie posadziłam rzeżuchę, więc już wkrótce zastąpi na moich kanapkach inne warzywa.

Wczoraj zrobiłam porządek na ogrodzie, z czego jestem bardzo dumna. Posadziłam słonecznik, arbuzy (ciekawe czy wyrosną), porzeczki, maliny, bez i trochę kwiatów. Na resztę jeszcze przyjdzie czas. Wyjęłam z piwnicy narzędzia ogrodnicze i poprzycinałam krzewy i drzewka (wiem, trochę na to za późno, ale jakoś w lutym zapomniało mi się). Zasmarowałam je maścią, więc mam nadzieję, że jakoś to zniosą. Wyniosłam też i wyczyściłam stół na taras i rozstawiłam krzesła. W końcu można się rozsiąść i poczytać książkę na dworze 🙂

A dziś – na rower :)