Korzystajmy z wolności póki jest

Korzystajmy z wolności póki jest, póki nie narzucono nam kolejnych nakazów i zakazów. Zarówno w kontekście szerokim – bo w Polsce w ostatnich latach niestety jest taka tendencja, jak i w węższym – póki nie wprowadzono nam narodowej kwarantanny.

Najbliższy weekend zapowiada się słonecznie choć chłodno. Ale co tam. Od tego, żeby nie marznąć, są ciuchy. Najważniejsze, że nie ma padać. Proponuję więc korzystać i wybrać się w plener. Ostatecznie w kraju jest dużo ciekawych miejsc – parki, parki krajobrazowe i narodowe, ścieżki edukacyjno-dydaktyczne i rowerowe.

Wiele osób zachęca do chodzenia na grzyby, prezentując swoje „łupy”. Nie było jeszcze przymrozków, więc grzybki nadal powinny być. O ile oczywiście nie spleśniały po ostatnich opadach. Nie da się ukryć, że rok mamy wyjątkowo mokry…

My w każdym razie wybieramy się w góry, w Karkonosze 🙂 Tam też pogoda ma być przednia. Znalazłam w ramach last minute w miarę tanie noclegi w Szklarskiej Porębie, w klimatycznej willi. Jak nam się spodoba i będą takie możliwości, to może się tam zatrzymamy w zimie wyjeżdżając na narty… Tak by mi się przynajmniej marzyło, bo planować nie ma sensu. Dotychczas niewiadomą była tylko pogoda – ilość śniegu i synchronizacja urlopów. Teraz dochodzi jeszcze możliwość – z prawnego punktu widzenia i finansowego. Każdy wydatek należy kilka razy przemyśleć…

Ten rok pokazał, że wszelkie dalekosiężne plany należy zweryfikować. Nie wiadomo co będzie za tydzień, a co dopiero za rok czy kilka lat. Taka jazda bez trzymanki. Dobrze, że chociaż są ludzie, na których można w trudnych sytuacjach liczyć. A propos trzeba zrobić dziś zakupy sąsiadom na kwarantannie. Dobrze, że się przyznali i że nie próbują z partyzanta wbijać się do sklepów pomiędzy zadaniami z apki. Mamy w najbliższej okolicy dobrze zorganizowaną samopomoc sąsiedzką 😉

Trzymajcie się zdrowo i korzystajcie z lepszej pogody i z wolności, którą jeszcze mamy. No może w ograniczonym zakresie wynikającym też z tego, że trzeba dzieciom znów pomagać w nauce 😉

Czy państwo może mówić ludziom co i z jakim skutkiem mają robić w łóżku?

Czy państwo, a …

Czy państwo, a dokładnie politycy, mają prawo mówić ludziom co – i z jakim skutkiem – mają robić w łóżku? Bo tak należy chyba zapytać. I już wyjaśniam o co mi chodzi? Przepisy obowiązujące w naszym pięknym kraju, ustanawiają mnóstwo praw i wolności, których nie można naruszyć. Mamy zagwarantowaną równość wobec prawa, sumienia i religii, zrzeszania się, nietykalność cielesną, równe prawa w życiu gospodarczym, rodzinnym i społecznym, wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się, nienaruszalność mieszkania, wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, itd., itd. Ustawy mówią jakie informacje i przez kogo mogą być przetwarzane, a jakie są naszą prywatną sprawą, kiedy można ukarać za dyskryminację, itp.

Dlaczego więc politycy premiują rodziny wielodzietne, dyskryminując bezdzietne lub posiadające jedno dziecko? Przecież każdy na gruncie naszej konstytucji i ustaw ma mieć takie same prawa. Jedni są szczęśliwi mając przy sobie jedno dziecko, inni decydują się na dwójkę, jeszcze inni spełniają się jako rodzice gromadki dzieci, jeszcze inni w ogóle nie czują powołania do bycia rodzicami. To ile mamy dzieci czasem jest uzależnione od przypadku, czasem od świadomego wyboru, a czasem wynika z uwarunkowań od nas niezależnych – jeśli ktoś z różnych względów nie może mieć potomstwa (lub więcej dzieci).

Państwo tłumaczy się koniecznością utrzymania emerytów. Moim zdaniem jest to argument po prostu GŁUPI – tak, pisany wielkimi drukowanymi literami. Jest to wyraz nieudolności państwa i braku pomysłu i kreatywności rządzących, świadczący o ich krótkowzroczności. Rozważmy jak by to było, gdyby przyjąć „politykę” państwa za słuszny kierunek. Aby nowe pokolenia mogły spokojnie utrzymywać stare oraz zapewniając należyty dobrobyt ZUS-owi, przyjmijmy przyrost naturalny w wysokości 10% na jakiś tam okres. Gdzie będzie granica wydolności państwa? Kiedy pojawi się problem z wyżywieniem ogromnego społeczeństwa, kiedy już obecnie na świecie mamy przeludnienie i stoimy w obliczu braku pożywienia? Dlaczego zamiast reformować system wciąż liczymy na „przyszłe pokolenia”, które gdyby wiedziały jaki ciężar będą musiały dźwigać, nie chciałyby się narodzić?

Czy ktoś wreszcie zda sobie sprawę, że wskaźniki w stylu przyrost naturalny, wzrost gospodarczy, wzrost PKB, itp. nie mogą wiecznie iść w górę i nauczy się gospodarować tym co mamy? Jako społeczeństwo jesteśmy obarczeni ogromnymi podatkami, kwestia leży tylko w ich rozsądnym wykorzystaniu