Co do zasady prawa jednej osoby kończą się tam, gdzie zaczynają się prawa drugiej. Czy nie sądzicie, że prawa dziecka w porównaniu z jego obowiązkami są zbyt duże, co w przyszłości może mieć negatywny wpływ na społeczeństwo? Oczywiście nie chodzi mu tu o jakieś pastwienie się nad młodymi, ale o dyscyplinę, o to że czasem słuchając „doniesień” w mediach mam wrażenie, że prawa dziecka zbyt daleko wchodzą w prawa nauczycieli (choćby do normalnych warunków pracy) i w prawa innych dzieci (choćby do zrównoważonego rozwoju).
Kiedy chodziłam do młodszych klas podstawówki (bo później się zaczęło zmieniać), nauczyciel za nieodpowiednie zachowanie lał linijką po łapach, albo wyrzucał na korytarz (co było karą a nie nagrodą) i w klasie była cisza. Jeden z nich zawsze nam powtarzał, że miłych nauczycieli się nie pamięta, a on jest w szkole nie po to, żeby nam pobłażać ale po to, żeby uczyć i kiedyś będziemy go jeszcze miło wspominać. I nie mylił się. To najlepiej zapamiętany przeze mnie nauczyciel. I mimo, że naukę geografii zakończyłam na II klasie liceum i było to mnóstwo lat temu, nadal wiem z tego przedmiotu więcej niż pewna świeżo upieczona studentka czy gimnazjalistka.