Zdążyłam

Zdążyłam 🙂 Choć może z radością powinnam poczekać do publikacji wpisu, bo jeszcze może się coś sypnąć, zawiesić, itd. 😉 Znaczy, zdążyłam zostawić tu kilka słów w październiku. Obiecałam sobie, że nie ma zmiłuj; plan minimum musi zostać zrealizowany. A mój plan minimum to jeden wpis miesięcznie. Wydaje się, że to mało, ale i tak ostatnio prowadzę tak nudny tryb życia, że nawet to trudno zrealizować. Liczyłam na piękny październik, na jakieś wyjazdy, o których można by coś napisać. W końcu to jeden z moich ulubionych miesięcy. Ale nie przy tej pogodzie. No dobra, raz wybraliśmy się na grzyby więc powinnam z satysfakcją donieść o torbie pełnej prawdziwków, podgrzybków i kozaków. No i tyle byłoby ekscytujących wydarzeń w tym miesiącu 😉

Miłego wieczoru 🙂

PS. Nie uwierzycie, podczas publikacji wyrzuciło mnie z bloga. Dobrze, że mam zwyczaj trzymania treści w pamięci do czasu jej zapisania 🙂

Obietnica

Obiecałam sobie, że choćby się paliło, waliło, zrobię przynajmniej jeden wpis w miesiącu, a że jutro ostatni dzień września, więc spieszę wywiązać się z obietnicy. Niestety ostatnio i czasu brakuje i weny, więc przyjęłam taki minimalny okres. Zapewne to dlatego, że nic ekscytującego się nie dzieje, z czego zresztą się cieszę, bo te ekscytujące rzeczy to zwykle większe lub mniejsze problemy. Dzielę więc czas pomiędzy pracę i dom i tak jest dobrze. A ponieważ i w domu i w pracy mam sporo zajęć, więc na blogową twórczość go brakuje. Dobrze mieć kilka wymówek 🙂

W tym roku odkryłam na nowo suszone owoce i różę. Mam więc powód do długich spacerów w poszukiwaniu tej drugiej, a że pogoda sprzyja, więc robię to z miłą chęcią. Zrobiłam też całkiem spory zapas suszonych jabłek, gruszek i śliwek węgierek. Niestety jeszcze jest za ciepło na włączenie kaloryferów, więc moją suszarnią jest piekarnik. Wygląda to mniej więcej tak:

Tam poniżej jest róża i jabłka.

Mam też ambicję poeksperymentować z nalewkami. Zasadniczo nie przepadam za mocnymi alkoholami (ani w ogóle za alkoholami), ale od degustacji od czasu do czasu czegoś smacznego uciekać nie będę 🙂 Wymyśliłam sobie na początek nalewkę z jarzębiny, kaliny i pigwy (jeśli uda mi się ją dostać). Zobaczymy co z tego będzie, bo przepisów i pomysłów w necie znalazłam sporo, trzeba by tylko wybrać ten najlepszy. A to już – obawiam się – metoda prób i błędów…