Czas na wiosenne zmiany

Jakoś to tak już jest, że wiosenna pogoda nastraja mnie do wprowadzania zmian.

Rozważając pomiędzy zmianą fryzury, a zmianą wystroju w domu, skłaniam się ku tej drugiej opcji, a konkretnie ku remontowi kuchni 🙂 No może remont to za dużo powiedziane (żadnego kucia nie będzie… chyba… 🙂 ), po prostu malowanie i może jeszcze mała zmiana szafek…

Ostatnio widziałam fajne, metaliczne farby, idealnie nadające się na moją jedyną niezastawioną dużą ścianę kuchenną. Oczywiście kolor będzie uzależniony również od mebli, tzn. czy zostawimy stare, czy zdecydujemy się na zmianę. Bardzo, bardzo podobają mi się robione, idealnie dopasowane meble na zamówienie, a nie tak jak teraz mamy – takie trochę kombinowane, a najbardziej takie rustykalne mebelki, zastanawiam się tylko czy białe czy brązowe. Ale uważam, że są po prostu piękne.

Niestety moja druga połówka, na „starocie” kręci nosem i woli coś bardziej nowoczesnego, tzn. najbardziej chciałby zostawić te co mamy, bo uważa, że nie są jeszcze stare, ale gdyby miał zmieniać to woli zamówić jakąś nowoczesną kuchnię, najlepiej w laminowanej płycie. Do tego koniecznie chce mieć duży stół w kuchni, żeby nie chodzić z jedzeniem do pokoju. Przegląda więc przy okazji stoły do kuchni i co jakiś czas jakieś „typy” mi podrzuca. Też ładne, ale…

Ech, trzeba się jakoś dogadać 🙂 Albo stanowczo powiedzieć kto rządzi w kuchni i tyle w temacie 🙂 Tym bardziej, że on na prawdę rzadko tam bywa, albo raczej krótko – robiąc herbatę, śniadanie czy kolację.

Kwiaty w ogrodzie

Co roku latem …

Co roku latem obiecuję sobie nie dokupywać nowych kwiatów do ogródka, bo za duży nie jest, a i tak w następnym roku wiosną mnie kusi i zwykle skusi.

W tym roku korcą mnie pnące róże. Szukam i szukam i powiem szczerze, że sugerując się zdjęciami nie ma ładnych pnących róż – chodzi mi o takie o dużych, pełnych kwiatach, możliwie jak najdłużej kwitnących. Wszystkie, które oglądam wyglądają tak… wypłoszowato. Mają mało płatków i to dość drobnych. Jeśli jakiś spec od róż – albo ktoś kto posiada wiedzę o pięknej odmianie róż pnących – przypadkowo lub świadomie zajrzy na ten blog i zechce podzielić się ze mną wiedzą to będę bardzo, bardzo wdzięczna 🙂

Czy państwo może mówić ludziom co i z jakim skutkiem mają robić w łóżku?

Czy państwo, a …

Czy państwo, a dokładnie politycy, mają prawo mówić ludziom co – i z jakim skutkiem – mają robić w łóżku? Bo tak należy chyba zapytać. I już wyjaśniam o co mi chodzi? Przepisy obowiązujące w naszym pięknym kraju, ustanawiają mnóstwo praw i wolności, których nie można naruszyć. Mamy zagwarantowaną równość wobec prawa, sumienia i religii, zrzeszania się, nietykalność cielesną, równe prawa w życiu gospodarczym, rodzinnym i społecznym, wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się, nienaruszalność mieszkania, wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, itd., itd. Ustawy mówią jakie informacje i przez kogo mogą być przetwarzane, a jakie są naszą prywatną sprawą, kiedy można ukarać za dyskryminację, itp.

Dlaczego więc politycy premiują rodziny wielodzietne, dyskryminując bezdzietne lub posiadające jedno dziecko? Przecież każdy na gruncie naszej konstytucji i ustaw ma mieć takie same prawa. Jedni są szczęśliwi mając przy sobie jedno dziecko, inni decydują się na dwójkę, jeszcze inni spełniają się jako rodzice gromadki dzieci, jeszcze inni w ogóle nie czują powołania do bycia rodzicami. To ile mamy dzieci czasem jest uzależnione od przypadku, czasem od świadomego wyboru, a czasem wynika z uwarunkowań od nas niezależnych – jeśli ktoś z różnych względów nie może mieć potomstwa (lub więcej dzieci).

Państwo tłumaczy się koniecznością utrzymania emerytów. Moim zdaniem jest to argument po prostu GŁUPI – tak, pisany wielkimi drukowanymi literami. Jest to wyraz nieudolności państwa i braku pomysłu i kreatywności rządzących, świadczący o ich krótkowzroczności. Rozważmy jak by to było, gdyby przyjąć „politykę” państwa za słuszny kierunek. Aby nowe pokolenia mogły spokojnie utrzymywać stare oraz zapewniając należyty dobrobyt ZUS-owi, przyjmijmy przyrost naturalny w wysokości 10% na jakiś tam okres. Gdzie będzie granica wydolności państwa? Kiedy pojawi się problem z wyżywieniem ogromnego społeczeństwa, kiedy już obecnie na świecie mamy przeludnienie i stoimy w obliczu braku pożywienia? Dlaczego zamiast reformować system wciąż liczymy na „przyszłe pokolenia”, które gdyby wiedziały jaki ciężar będą musiały dźwigać, nie chciałyby się narodzić?

Czy ktoś wreszcie zda sobie sprawę, że wskaźniki w stylu przyrost naturalny, wzrost gospodarczy, wzrost PKB, itp. nie mogą wiecznie iść w górę i nauczy się gospodarować tym co mamy? Jako społeczeństwo jesteśmy obarczeni ogromnymi podatkami, kwestia leży tylko w ich rozsądnym wykorzystaniu