Różnice w cenach

Przeczytałam dziś artykuł o różnicach pomiędzy cenami w Polsce i w innych państwach Europy. Szczerze mówiąc, zawsze za granicę jeździłam w celach turystycznych, a nie żeby się włóczyć po sklepach (czego zresztą nawet u nas nie lubię), ale po informacjach o różnicach w cenach w granicach 50%, zaczęłam się zastanawiać czy nie warto by wyskoczyć od czasu do czasu na zakupy do Niemiec, albo nie zacząć kupować towarów np. w angielskich sklepach internetowych. Oczywiście, to żadna nowość, że u nas jest drogo, ale żeby aż tak… Jednocześnie tak się zastanawiam z czego wynika ten wyzysk Polaków. Kasy mamy dużo mniej, a ceny wyższe. Za mała konkurencja? Nie sądzę, czasy Pewexów odeszły już dawno w przeszłość. Może więc przekonanie większości Polaków, że za jakość trzeba płacić słono. No nie wiem, ja bym chętnie za dobre produkty chciała zapłacić połowę ceny nie czekając na sezonowe wyprzedaże i grzebanie w przebranych towarach. Teoretycznie jest to kwestia rynku, który ustala ceny, ale umówmy się, czy rynek czyli ludzie powiedzą: nie kupię w tym sezonie zabawek dziecku/ spodni/ laptopa itp. bo są za drogie. Poczekam, aż sklepy zareagują na mój sprzeciw i bunt, i obniżą ceny do poziomu… europejskiego? No raczej nie. A jeśli nie to kto może coś z tym zrobić? Oczywiście można powiedzieć, że zbliżają się wybory (i to nie jedne) i wkrótce kabiny wyborcze zapełnią się głosującymi, więc może politycy mogliby coś na to poradzić; jeśli nie ci na szczeblu samorządowym, to może chociaż państwowym lub europejskim? Teoretycznie to nie jest sprawa „polityczna”, ale w praktyce Unia Europejska to wspólnota gospodarcza, która zapewnia – przynajmniej w założeniu – swobodny przepływ osób i kapitału, podejmowanie i prowadzenie działalności w krajach unijnych, dba o prawa wszystkich konsumentów, itd. Czy zatem na pewno politycy nie mogą mieć żadnego wpływu na zawyżanie cen w poszczególnych krajach unijnych, tym bardziej, że z wielu analiz wychodziło jednocześnie, że jakość tych zawyżonych cenowo produktów jest z kolei zaniżona? Trudno powiedzieć, choć odnoszę nieodparte wrażenie, że gdyby problem dotyczył np. Włoch czy Francji, tamtejsi politycy już dawno podjęliby interwencje, a nam się nadal pakuje drogi szmelc… I tylko bogate „celebrytki” chwalą się na swoich profilach zagranicznymi wyjazdami w celu zakupu tańszej garderoby. Sic!