Jesień

Weekend podobno w wielu miejscach kraju był kapryśny. U nas pogoda dopisała. Udało się zrobić jesienne porządki, a w niedzielę wybrać się na grzyby. To znaczy cel był taki, żeby wybrać się na grzyby, a rezultat – wybraliśmy się na 4 godzinny spacerek, bo o grzybach nie warto nawet wspominać. Dotleniliśmy się niewątpliwie, a wracając kupiliśmy pyszny miodek z pasieki (większość tych „sklepowych” to się co najwyżej nadaje jako dodatek do ciast, ale na chlebek to nie bardzo), więc mimo wszystko wycieczka na plus. Kiedy wróciliśmy, było już ciemno. Jejku, jak wcześnie robi się już ciemno, a niedługo przesunięcie zegarków i będzie jeszcze gorzej. Tak czy inaczej, akurat kiedy byliśmy już na osiedlu, zaczęło padać. Niestety w lesie padało kilka godzin przed naszym przyjazdem, czego nie przewidzieliśmy ubierając buty, więc po powrocie było wielkie czyszczenie i pranie. Ale co tam, „akumulatorki” naładowane mam nadzieję, przynajmniej do przyszłego tygodnia:) A wtedy znów się rodzinkę wyciągnie na jakąś wędrówkę 😉

Pechowa pogoda

Prawdopodobnie nie ma co narzekać, patrząc na to co się dzieje w Europie i należy dziękować, że nas te powodzie ominęły, ale z czego tu się cieszyć, kiedy rozpoczął się sezon na wycieczki szkolne, a tu deszcz i zimno… No i moje Dziecię marznie i moknie gdzieś w Karkonoszach…

Nie ma jak efekt cieplarniany. Ostatnio coraz bardziej realna wydaje mi się teoria rosyjskich naukowców o tym, że zbliżamy się do kolejnej małej epoki lodowcowej, a nie do okresu wielkich upałów.