Listopadowe przysłowia

Ostatnio mama „przepowiadała” pogodę na podstawie przysłów. Postanowiłam więc sprawdzić, jakie mądrości ludowe dotyczą listopada. Kilka z nich dotyczy Wszystkich Świętych, więc już wiemy, że było dość ciepło, czasem wietrznie. Zobaczymy więc czy się sprawdzi przysłowie: „Jeśli śnieg na Wszystkich Świętych zawiedzie, to święty Marcin (11.11) na białym koniu przyjedzie.” Czyżby za 4 dni miały nadejść opady śniegu? 

O listopadzie mamy jeszcze takie przysłowia:

1. „Słońce listopada mrozy zapowiada” – no zobaczymy, ostatnio jest dość pogodnie, choć nie codziennie

2. I znalazłam też dwie wersja przysłowia o deszczu 1) „Deszcz w początku listopada, mrozy w styczniu zapowiada” – trochę deszczu też było, choć nie za dużo, więc liczę na umiarkowany styczeń; ale druga wersja mówi: „Deszcz w połowie listopada, tęgi mróz w styczniu zapowiada” – więc pewna niekonsekwencja tu się wdziera… Choć w zeszłym roku z tego co pamiętam listopad był całkiem znośny za to miesiące styczeń-czerwiec dały popalić.

3. „Jaka pogoda listopadowa, taka i marcowa.”

4. „Gdy w listopadzie liść na szczytach drzew trzyma, to w maju na nowe liście spadnie jeszcze zima.” – oj niedobrze, gdyby to miała być prawda, bo nie wszystkie drzewa mamy jeszcze łyse. Przez okno widzę całkiem rześko wyglądające osiki…

5. „W Dzień Zaduszny gdy pogoda, na Wielkanoc będzie woda” – zobaczymy, bo była…

6. Mamy też sporo przysłów które dotyczą Marcina – czyli 11 listopada, np. takie:
* „Jeśli pochmurno w Marcina, to będzie niestała zima, marcinowa zaś pogoda, mrozów zimie doda.”
* „Gdy święty Marcin w śniegu przybieżał, będzie po pas całą zimę leżał.”
* „Święty Marcin po lodzie, Boże Narodzenie po wodzie.”

Oczywiście przysłów jest dużo. Często jedne przeczą drugim, więc zawsze któreś się spełni 🙂 Ciekawy folklor, prawda?



Jesień

Weekend podobno w wielu miejscach kraju był kapryśny. U nas pogoda dopisała. Udało się zrobić jesienne porządki, a w niedzielę wybrać się na grzyby. To znaczy cel był taki, żeby wybrać się na grzyby, a rezultat – wybraliśmy się na 4 godzinny spacerek, bo o grzybach nie warto nawet wspominać. Dotleniliśmy się niewątpliwie, a wracając kupiliśmy pyszny miodek z pasieki (większość tych „sklepowych” to się co najwyżej nadaje jako dodatek do ciast, ale na chlebek to nie bardzo), więc mimo wszystko wycieczka na plus. Kiedy wróciliśmy, było już ciemno. Jejku, jak wcześnie robi się już ciemno, a niedługo przesunięcie zegarków i będzie jeszcze gorzej. Tak czy inaczej, akurat kiedy byliśmy już na osiedlu, zaczęło padać. Niestety w lesie padało kilka godzin przed naszym przyjazdem, czego nie przewidzieliśmy ubierając buty, więc po powrocie było wielkie czyszczenie i pranie. Ale co tam, „akumulatorki” naładowane mam nadzieję, przynajmniej do przyszłego tygodnia:) A wtedy znów się rodzinkę wyciągnie na jakąś wędrówkę 😉

Pechowa pogoda

Prawdopodobnie nie ma co narzekać, patrząc na to co się dzieje w Europie i należy dziękować, że nas te powodzie ominęły, ale z czego tu się cieszyć, kiedy rozpoczął się sezon na wycieczki szkolne, a tu deszcz i zimno… No i moje Dziecię marznie i moknie gdzieś w Karkonoszach…

Nie ma jak efekt cieplarniany. Ostatnio coraz bardziej realna wydaje mi się teoria rosyjskich naukowców o tym, że zbliżamy się do kolejnej małej epoki lodowcowej, a nie do okresu wielkich upałów.

Piękny weekend za nami

W końcu trafił się piękny weekend 🙂 Chociaż sobota była w znacznej części pochmurna i wietrzysta, słońce wygrało. Przy okazji zrobiłam porządek na ogródku i zmodernizowałam (po raz kolejny) moją rabatkę. Wcześniej w założeniu miała być lawendowo-tulipanowa, z oświetleniem solarnym, ale ostatnimi czasy jakoś tak przypominała mi… grobek (ku radości rodziny). Wyrzuciłam więc „świecidełka” i posadziłam żarnowiec. Akurat kwitnie więc pięknie wygląda.

W niedzielę byliśmy nad wodą i okazało się, że zima jednak była zbyt lekka, żeby wymrozić komary 🙁 A ja zapomniałam posadzić komarzycę, więc dziś trzeba się rozejrzeć u ogrodnika i mięć nadzieję, że rzeczywiście roślinka odstraszy te „potwory”.