Wkrótce majówka

Dziś zostałam zaskoczona pytaniem: „a ty chcesz jakieś wolne na majówkę, bo nic nie zgłaszasz?” Odpowiedziałam, że się nad tym nie zastanawiałam, bo jeszcze dużo czasu. Zaskutkowało to tym, że nagle stukanie w klawiatury ustało i wszyscy popatrzyli na mnie z niedowierzaniem. Dopiero wtedy spojrzałam uważniej na kalendarz. Dwa i pół tygodnia. Serio? A ja miałam wrażenie, że jeszcze co najmniej z miesiąc. Klepnąwszy się w czółko, oświadczyłam, że oczywiście, chcę wolne i to jak najwięcej wolnego. Zresztą tak jak wszyscy. Dziś po południu szefostwo ma dyskutować czy da się na tydzień zamknąć firmę. Moim zdaniem nie ma o czym gadać. W naszej branży żadnego armageddonu to nie spowoduje. Co więcej, pewnie nikt z klientów się nawet nie skapnie. Wszyscy będą zadowoleni, a przez nieobecność wszystko będzie powyłączane i będziemy eko 😉

Teraz trzeba tylko opracować plan na – oby – bardzo długi majowy weekend. Ma być aktywnie i ciekawie. Wkręciłam się w bardziej „sportowe” życie, a rodzinie trochę ruchu na świeżym powietrzu też dobrze zrobi. Oczy odpoczną od komputerów i telewizji, a nacieszą się pięknymi plenerowymi widokami, kondycja się poprawi 🙂 Już się nie mogę doczekać.

Po majówce

Ostatnimi czasy majówki lubią sprawiać kłopoty. Jak nie śnieg, to zimno. Na szczęście pierwszy dzień był dość ładny, choć – mimo, że nie zapowiadali opadów – czasami nieźle polało. Nam udało się wybrać w Góry Stołowe i wsiąść do samochodu wracając, w momencie jak zaczęło padać.

Kolejne dni były już domowo – rodzinne, bo pogoda nie sprzyjała niczemu innemu.

Teraz czas na powrót do rzeczywistości: do pracy, szkoły, zwykłych zajęć. Nadal ambitnie ćwiczę, chociaż moim zdaniem efektów nie widać. Za to odczuwam je bardzo pozytywnie w kondycji i tym, że przestał mnie w końcu boleć kręgosłup. Zapisałam się też na kurs angielskiego, bo pomagając dziecku stwierdziłam, że moje braki są ogromne i wprost trudno uwierzyć ile słówek „wyleciało” mi z głowy. Zapłaciłam, więc mam motywację do chodzenia.