Nadmiar zajęć

Dziś zimno. Młody poszedł do szkoły na piechotę, bo nadopiekuńcza matka obawiała się, że za szybko wejdzie na rowerze w jakiś zakręt i się glebnie, a przymrozek i owszem był. Zresztą ta nadopiekuńczość w tym przypadku była uzasadniona, bo do szkoły prowadzi droga z wyjątkowo śliskim asfaltem (doprawdy nie wiem co do niego dodali, ale przy wilgotnej nawierzchni po krótkim przedbiegu potrafię się tam na butach ślizgać, a co dopiero na oszronionym) i Młodemu zdarzyło się tam na rowerze grzmotnąć. A co do rowerów, to po sezonie nie zostały jeszcze wyczyszczone, bo ciągle się na nich jeździ, więc kolejne zadanie pewnie na przyszły weekend się szykuje, choć tym razem mam nadzieję, że nie ja będę musiała je czyścić.

Zwykle na nadmiar zajęć cierpię przed świętami i większymi rodzinnymi imprezami, ale o dziwo od miesiąca jest inaczej. To znaczy od miesiąca ciągle jest coś, ciągle ktoś coś ode mnie chce. Zasadniczo lubię czuć się potrzebna, ale przyznam szczerze, że długoterminowo jest to męczące. To ciągłe: kochanie to, kochanie tamto, mamo to, mamo tamto, pani… to, pani… tamto, proszę cię bądź dobrą koleżanką i… Plus smsy po pracy. Opętało wszystkich czy co? Aż miałabym ochotę się sklonować i porozstawiać w kilku miejscach. Ostatnio w pracy doszedł nam nowy sprzęt: drukarka 3d, pomysł szefa, choć póki co poza rozrywką nie znaleźliśmy dla niej zastosowania, ale ponoć szef ma pomysł na innowację, więc niech mu będzie. Może na takiej drukarce dałoby się mnie wydrukować i gdzieś postawić 😉 Trzeba by było tylko nagrać jakieś: y-chy, ok, dobrze, tak, za chwilkę, już się za to zabieram 😉 Nawet z rozpędu ktoś mi ostatnio przydzielił dostęp do naszego programu księgowego 🙂 Normalnie – człowiek „złota rączka” ze mnie, choć przypuszczam, że gdybym się wzięła za wszystko czego się ode mnie oczekuje, to by wyszedł „człowiek demolka” 😉

Dziś za to do 14stej odpoczywam. Okazało się, że muszę zrobić badania okresowe, więc mam dzień niemal wolnego 🙂 Udało mi się wszystko szybko załatwić, a teraz siedzę w domu i popijam kawkę; cisza, spokój – czyli coś czego mi było trzeba. Pewnie na dłuższą metę by mi to przeszkadzało, bo jestem „zwierzęciem stadnym”, ale od czasu do czasu… Mam ochotę zabrać się za nową książkę, ale nie wiem kiedy znajdę czas, żeby ją dokończyć.

Młody przysłał sms, że w szkole zapisał się na dwa konkursy i poda mi później co trzeba mu kupić. Ech, sama chciałam, wypominając mu słabą aktywność. A skoro trzeba coś kupić, to zapewne poleciał na jakąś łatwiznę, bo po co brać udział w konkursie recytatorskim, matematycznym, historycznym czy przyrodniczym, jak można w plastycznym. A talent? Nieważny, nie potrzeba go do namalowania żółtego kółka czy kwadratu na zielonym tle. Młody twierdzi, że kocha sztukę współczesną. Potrafi namalować jakiś geometryczny banał i dorobić do niego historię. Twierdzi, że skoro ludzie na takim czymś zbijają kasę, to po co się wysilać… Czasy współczesne…

Pechowa pogoda

Prawdopodobnie nie ma co narzekać, patrząc na to co się dzieje w Europie i należy dziękować, że nas te powodzie ominęły, ale z czego tu się cieszyć, kiedy rozpoczął się sezon na wycieczki szkolne, a tu deszcz i zimno… No i moje Dziecię marznie i moknie gdzieś w Karkonoszach…

Nie ma jak efekt cieplarniany. Ostatnio coraz bardziej realna wydaje mi się teoria rosyjskich naukowców o tym, że zbliżamy się do kolejnej małej epoki lodowcowej, a nie do okresu wielkich upałów.