Wpis

Drzewko z poprzedniego wpisu już całe białe. Na szczęście od kwiatów, a nie śniegu. Ostatnio ochłodziło się znacznie i po rekordzie piątkowym +24,4C i sobocie o temperaturze +21C, wczoraj i przedwczoraj mieliśmy poniżej +10C i deszcz, a dziś rano już tylko +1,5C. Brrr… Ale przynajmniej bez przymrozków i śniegu, jak w pobliskich Sudetach. Sprawdza się niestety przysłowie, że w marcu jak w garncu, a przed nami jeszcze kwiecień, który też potrafi zimę wpleść. A mówiłam: spalić Marzannę. A słyszałam, że w wielu szkołach już się tego nie robi, żeby nie zanieczyszczać środowiska… Masakra. Jeszcze trochę, a będziemy chodzić w sterylnych kombinezonach, bo człowiek też potrafi emitować zanieczyszczenia 😉

Ale dość narzekania: dziś rześki, słoneczny dzień. Podobno z każdym dniem ma być cieplej i tego się trzymajmy.

 

Różnice w cenach

Przeczytałam dziś artykuł o różnicach pomiędzy cenami w Polsce i w innych państwach Europy. Szczerze mówiąc, zawsze za granicę jeździłam w celach turystycznych, a nie żeby się włóczyć po sklepach (czego zresztą nawet u nas nie lubię), ale po informacjach o różnicach w cenach w granicach 50%, zaczęłam się zastanawiać czy nie warto by wyskoczyć od czasu do czasu na zakupy do Niemiec, albo nie zacząć kupować towarów np. w angielskich sklepach internetowych. Oczywiście, to żadna nowość, że u nas jest drogo, ale żeby aż tak… Jednocześnie tak się zastanawiam z czego wynika ten wyzysk Polaków. Kasy mamy dużo mniej, a ceny wyższe. Za mała konkurencja? Nie sądzę, czasy Pewexów odeszły już dawno w przeszłość. Może więc przekonanie większości Polaków, że za jakość trzeba płacić słono. No nie wiem, ja bym chętnie za dobre produkty chciała zapłacić połowę ceny nie czekając na sezonowe wyprzedaże i grzebanie w przebranych towarach. Teoretycznie jest to kwestia rynku, który ustala ceny, ale umówmy się, czy rynek czyli ludzie powiedzą: nie kupię w tym sezonie zabawek dziecku/ spodni/ laptopa itp. bo są za drogie. Poczekam, aż sklepy zareagują na mój sprzeciw i bunt, i obniżą ceny do poziomu… europejskiego? No raczej nie. A jeśli nie to kto może coś z tym zrobić? Oczywiście można powiedzieć, że zbliżają się wybory (i to nie jedne) i wkrótce kabiny wyborcze zapełnią się głosującymi, więc może politycy mogliby coś na to poradzić; jeśli nie ci na szczeblu samorządowym, to może chociaż państwowym lub europejskim? Teoretycznie to nie jest sprawa „polityczna”, ale w praktyce Unia Europejska to wspólnota gospodarcza, która zapewnia – przynajmniej w założeniu – swobodny przepływ osób i kapitału, podejmowanie i prowadzenie działalności w krajach unijnych, dba o prawa wszystkich konsumentów, itd. Czy zatem na pewno politycy nie mogą mieć żadnego wpływu na zawyżanie cen w poszczególnych krajach unijnych, tym bardziej, że z wielu analiz wychodziło jednocześnie, że jakość tych zawyżonych cenowo produktów jest z kolei zaniżona? Trudno powiedzieć, choć odnoszę nieodparte wrażenie, że gdyby problem dotyczył np. Włoch czy Francji, tamtejsi politycy już dawno podjęliby interwencje, a nam się nadal pakuje drogi szmelc… I tylko bogate „celebrytki” chwalą się na swoich profilach zagranicznymi wyjazdami w celu zakupu tańszej garderoby. Sic!

Ciężki tydzień

Ciężko było w tym tygodniu przestawić się w tryb pracy. Raz, że pogoda temu nie sprzyjała, bo zrobiło się pochmurno i szaro-buro. A dwa, że nauczyciele chyba postanowili jakieś zaległości w zadawaniu prac domowych nadrobić i dziecko po prostu miało dość, więc trzeba było go wspierać, pomagać, motywować, tłumaczyć, itd. Zresztą kto by nie miał dość, jakby po 7 lekcjach okazało się, że zadane jest na następne 8 godzin!!! Bez przerwy, bo tyle mu to zajęło. Dziś rano był płacz, że on chce spać. Cóż wyśpi się jutro. A w przyszłym tygodniu już kilka sprawdzianów zapowiedzianych…

I po feriach

No to ferie się skończyły i wszystko wraca powoli do normalności. Dziecko w szkole, tylko lekcji nie chciało mu się wczoraj odrabiać, bo oczywiście ferie nie od tego były i wcześniej się za nie nie zabrał.

Wiosna nadal na całego, coraz więcej dzikich gęsi i kaczek pojawia się na niebie, za to na polach coraz mniej „zimowych” ptaków; coraz więcej pąków wyrasta na drzewach. Zrobiłam wiosenne porządki na ogrodzie, choć oczywiście bez szaleństw. Na sadzenie roślinek jeszcze zdecydowanie za wcześnie; za duże ryzyko, że je wymrozi.

Niepokoić może tylko sytuacja na Ukrainie. Dziwnie byłoby mieć wojnę bezpośrednio za polską granicą. Oczywiście jak to w takiej sytuacji bywa, już waluty i giełda szaleją, jakby to u nas był kryzys. Sic. Z drugiej strony, oby nasi politycy mieli wystarczająco dużo oleju w głowie, żeby zdecydowanie wypowiadać się na forum międzynarodowym, ale nie na tyle żeby mieszać się w jakieś konflikty zbrojne. Nawet Ukraińcy są wstrzemięźliwi, bo wiedzą jakie to ryzyko, więc nasi tym bardziej nie powinni umierać za Ukrainę. Ostatecznie nie kojarzę z historii, żeby kiedykolwiek jakiekolwiek państwo wmieszało się w wojnę, żeby nas ratować…

Już ferie

Nie było mnie ponad miesiąc, ale widzę, że poprzedni wpis jest nadal aktualny. Co prawda w międzyczasie przytrafił się śnieżno – mroźny tydzień (a w zasadzie kilka dni), ale było minęło. Pogoda nadal iście wiosenna. Na ogródku wykiełkowały mi tulipany i narcyzy, z czego się nie cieszę, bo obawiam się nawrotu zimy na wiosnę i wymrożenia kwiatów, ale cóż zrobić. Wczoraj biegałam w lekkiej bluzie. Na boisku chłopaki grają w piłkę, co mogłoby się wydawać normalne w wakacje, a nie w ferie, ale cóż taki mamy klimat…

Moje Dziecię nie chciało nigdzie wyjechać na ferie. Dziś było a aquaparku i nabrało ochoty na szlifowanie pływania, więc wygląda na to, że ferie spędzimy na pływalni. Tak sobie jednak myślę, że muszę go zapisać na kurs, bo jednak instruktor więcej go nauczy niż matka, która sama kiepsko pływa.

Za to moje drugie Słońce wpadłszy również w wiosenny nastrój reorganizuje garaż. Doszedł ostatnio do wniosku, że jest tam na tyle dużo miejsca, żeby można było urządzić mały warsztat. Co prawda wpadł na to po tym, jak żona „wyrzuciła” go z domu z brzeszczotem i rurkami, które ciął po prostu na podłodze po czym wszędzie można było znaleźć opiłki metalu, co nie należało do przyjemności zwłaszcza, jak się je „znalazło” skarpetką. No więc urządza garaż. Co prawda roboty przy tym było niemało, bo nigdy nie miał czasu na skuteczne zrobienie tam porządku, a tu proszę, nagle pojawiły się szafki (i to takie bardzo modne, bo pochodzące z recyklingu starej meblościanki), dało się też zrobić solidny pawlacz, na którym wylądowały opony. I okazało się nagle, że jest tam mnóstwo miejsca. Powinnam powiedzieć, że już dawno sugerowałam zrobienie tam porządku, ale on nie miał czasu, a ja miałam zakaz porządkowania, bo później ponoć „nic nie można znaleźć”. No, ale dobra, zrobił sam i okazało się, że jeszcze jest miejsce na inne narzędzia, maszyny czy whatever, więc teraz przeszukuje giełdę maszyn (na szczęście w internecie, więc nie wybywa mi na całe dnie), na której wyszukuje co by się jeszcze przydało. Grunt to zajęcie. No może jeszcze i to, żeby się wszystko pomieściło, bo kolejne szafki ciężko będzie wcisnąć. Mam nadzieję, że uda mu się zainteresować majsterkowaniem nasze Dziecię, bo gender genderem, ale chłopak powinien sobie radzić z narzędziami…

A cóż poza tym… Hmm… Soczi…

Może uda się gdzieś wyjechać na trochę. Chyba, że mój Najdroższy znajdzie jakieś niezbędne narzędzia, które trzeba koniecznie kupić i nie starczy kasy na wyjazd… Faceci 😉

Jedno z moich noworocznych postanowień to kupić rolki i oczywiście nauczyć się na nich jeździć, choć zastanawiam się nad wycofaniem się z tego postanowienia, bo ostatnio przejechałam się trochę na hulajnodze i muszę przyznać, że na chodniku wyłożonym betonowymi kostkami to żadna przyjemność. Można sobie kompletnie rozklekotać stawy. A niestety gładziutkich asfaltowych dróżek w pobliżu nie ma…

Wiosna, panie dziejku

…można by powiedzieć. Temperatura nadal wysoka, mimo zapowiedzi ochłodzenia, trawniki w wielu miejscach zaczynają wyglądać coraz bardziej przyzwoicie. Na polach rośliny posadzone jesienią rosną na potęgę. U sąsiada na ogródku widziałam wczoraj BAZIE. Takie piękne kotki, idealne na Wielkanoc. Co dziwne, z tego co pamiętam, w zeszłym roku na Wielkanoc nie było ich jeszcze… Na tarasie zostawiłam jednego kwiata, bo mi się na jego liściach jakieś paskudztwo zalęgło, którego nie udało mi się pozbyć, więc doszłam do wniosku, że nie będę po lecie wnosić go do domu, żeby się na inne kwiaty nie poroznosiło. Ten „tarasowy”, mimo że nie jest przystosowany do stania w styczniu na dworze (benjaminki lubią cieplejsze klimaty), nadal trzyma się zielono i dzielnie. Może przetrwa do wiosny… Kto wie. Oby tylko robale wyginęły…

W październiku, kiedy zrobiło się zimno, wyciągnęłam buty i ciuchy zimowe, ale w czasie listopadowego ocieplenia je pochowałam i póki co w większości nadal się schowane. Może pozostaną tam do przyszłego listopada… Zobaczymy. Na razie podróżuję na rowerze, śmiało wietrzę mieszkanie i chodzę w jesiennych butach. Aż dziwnie patrzy mi się na moją śliczną choinkę.

I po Świętach, najlepszego w Nowym Roku

Święta, święta i po świętach. Niestety jak zwykle za szybko minęły. Przedświąteczne zamieszanie i bieganina spowodowały, że nie napisałam życzeń. Więc aby się znowu nie zabiegać i nie zagapić, już teraz składam wszystkim życzenia rewelacyjnej zabawy na Sylwestra i wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku, już 2014. Bo niby wszyscy znajomi deklarują, że nie są przesądni, ale podsumowując mijający rok, niemal każdy twierdzi, że dobrze że się już kończy, bo to ich najgorszy rok od wielu poprzednich. Dla mnie aż tak zły nie był, ale bywało wiele dużo lepszych. Niech więc 2014 rok będzie duuużo lepszy od mijającego 2013 roku, niech będzie szczęśliwszy i spokojniejszy nie tylko w życiu prywatnym czy zawodowym, ale również w przyrodzie, żeby nie zdarzały nam się wichury w stylu Ksawerego, czy świątecznej wichury w Zakopanem.

Wszystkiego najlepszego !!!!!!

Darmowe komputery i internet

Ostatnio dostałam maila, z prośbą „podaj dalej” i informacją, że w naszej gminie jest realizowany unijny projekt zapobiegania wykluczeniu cyfrowemu, w ramach którego osoby spełniające określone warunki mogą starać się o otrzymanie pakietu: komputer, abonament za internet, szkolenie, oprogramowanie i modernizacja sprzętu do końca 2020 roku. Uważam, że to świetna propozycja dla osób, których nie stać na zakup komputera lub opłacanie abonamentu, zwłaszcza dla rodzin w których są uczące się dzieci, które po prostu nie mogą wykonać niektórych zadań domowych bez komputera. Niestety, obawiam się jednak, że ta informacja może nie dotrzeć do osób najbardziej zainteresowanych. A szkoda. Zapewne w innych gminach/ miastach również są przeprowadzane podobne „akcje”, ale jakoś tak się o nich zwykle nie słyszy.

Podobnie mało znana jest firma Aero2, która oferuje internet za darmo do 21 grudnia 2016 r. przy użyciu karty SIM. Co prawda nie jest to jakiś szał, bo tylko 512-stka, ale do odbierania poczty w czasie wyjazdów czy surfowania okazjonalnego, kiedy się czegoś szuka, w zupełności wystarczy. I nie jest to jakaś ściema, bo zamówiliśmy i dostaliśmy kartę.

Ciekawe ile jest jeszcze innych darmowych ofert (zwykle realizowanych w ramach różnych dotacji), o których zwykli ludzie nie mają pojęcia…

Pokolenie lajków

Nie mam konta na FB ani na żadnym innym portalu społecznościowym, bo uważam że to strata czasu. Jeśli mam ochotę się z kimś skontaktować, to po prostu dzwonię pogadać albo się umawiam na spotkanie. No ale zapewne jestem w mniejszości. Wczoraj spotkała mnie dziwna sytuacja. Miałam zrobić wpis, ale zamiast tego poczytałam sobie kilkanaście innych blogów, a właściwie wpisów, które akurat się pojawiały i z jakiegoś powodu mnie zainteresowały. Na niektórych zostawiłam komentarze. Pech chciał, że wdałam się w dyskusję o jednym artykule, który mnie zainteresował, ale co do przedstawionych w nim teorii mam mieszane odczucia. Niestety moje pytania spotkały się z odpowiedziami w stylu: na blogu została przedstawiona jedyna słuszna linia, teoria z którą się nie dyskutuje. Od razu przypomniał mi się „Atlas chmur” 🙂 Oczywiście w kontekście przerysowanym, ale nasunęło mi to wniosek, że na psychikę ludzi coraz większy wpływ mają portale społecznościowe, w których jedyną słuszną oceną jest „I like”. Niektórzy ludzie nie wiedzą jak się zachować, jeśli usłyszą coś innego niż: „Cudowny artykuł”, „Jakie to głębokie”, „Świetnie Skrabie”, „Jesteś the best”, itd. Oczywiście są też zdania w stylu: „To było beznadziejne”, „Jesteś głupi/głupia”, itp. Obie te oceny: na plus i na minus, zwykle są bez żadnego uzasadnienia. Takie odmóżdżone pochlebstwa albo „krytyka”, przez którą jednak ludzie zapominają że istnieje jeszcze coś takiego jak dyskusja. Jeśli nie wpasujesz się w „szablon” któregoś z powyższych, autor nie bardzo wie co z tobą zrobić. Ja na przykład zostałam nazwana TROLLEM 🙂 🙂 🙂 Co więcej, zostałam „podejrzana” o czytanie serwisów na temat fizyki 🙂 Z własnej nieprzymuszonej woli… Brrr… Autor usunął wpisy nie wnoszące nic do tematu artykułu i słusznie, bo wyglądało to komicznie.

Tak czy inaczej smutne to, że masz wybór (zwłaszcza przy tematach związanych z nauką): lajkować albo hejtować. Źle to wróży dla nauki, jeśli pytania i inne poglądy stają się passe.