Trujące rośliny ogrodowe

Ponieważ wkręciłam …

Ponieważ wkręciłam się w temat trujących roślinek, kontynuuję go dla roślin ogrodowych. Może po krajobrazie za oknem tego nie widać, ale wkrótce wiosna, warto więc wiedzieć, zwłaszcza mając małe dziecko, na które rośliny warto uważać. Mnie ich spis zdziwił, zwłaszcza że są na nim moje ulubione kwiaty, więc go zamieszczam. Oczywiście rośliny te mogą być trujące w różnym stopniu nie ma więc co panikować. W przyrodzie wszyscy muszą się jakoś bronić 🙂

Lista – tak jak w przypadku roślin doniczkowych – ze względu na moją ograniczoną wiedzę w tym zakresie, nie jest oczywiście kompletna:

1. konwalia,

2. narcyz (ponieważ trujący jest ten lepki sok, więc zapewne należy również uważać na żonkile),

3. bukszpan,

4. bluszcz,

5. bieluń,

6. cis,

7. rododendron,

8. złoty deszcz,

9. tojad,

10. wawrzynek,

11. ziemowit jesienny,

12. trzmielina,

13. kasztanowiec,

14. śnieguliczka biała,

15. wiciokrzew,

16. thuja.

Żeby zachęcić do zapoznania się z tematem – co mamy na ogródku, dodam, że niektóre z tych roślin są tak trujące, że mogą doprowadzić do uszkodzenia nerek, wątroby, poparzeń skóry, a nawet śmierci i to wcale nie trzeba zjeść całego krzaka…

Pachnidła

Wróciłam do domciu i …

Wróciłam do domciu i okazało się, że przyszedł mój zamówiony perfumik 🙂 Ponieważ obawiałam się tego zakupu – nie byłam pewna czy rzeczywiście tak dokładnie wywiązują się z terminów dostawy, a poza tym czy to na pewno nie podróbka, tym bardziej cieszę się, że wszystko jest ok. Mogę więc z czystym sumieniem polecić wszystkim, jeśli będziecie chcieli przyoszczędzić na kupowaniu w sklepach „stacjonarnych”. To jest ta perfumeria internetowa, w której kupowałam. Mają bardzo duży wybór, w naprawdę bardzo dobrych cenach. Szybciutko wysyłają. Porównałam zakup z dotychczasową wodą i stwierdzam, że nie widzę różnicy. To są moje perfumy i myślę że są oryginalne, a przynajmniej nie wyczuwam różnicy ani nie widzę w kolorze czy butelce 🙂

Trujące rośliny doniczkowe

„Odkrycie”, że …

„Odkrycie”, że potomkowi szkodzi obecność w domu benjaminka (fikusa), bardzo mnie zdziwiła i skłoniła do zapoznania się z innymi trującymi kwiatami. Okazało się, że jest ich niemało… No cóż, każdy organizm ma jakiś system obronny. Są kwiatki, które potrafią spowodować różnego rodzaju podrażnienia skóry, zapalenia spojówek, zaburzenia oddychania, podrażnienia żołądka, jamy ustnej czy biegunkę lub wymioty, a nawet uszkodzić nerki. Część objawów może się pojawić po spałaszowaniu liści czy kwiatów (pewnie w większej ilości), np. przez małe dziecko czy zwierzątko, część po dotykaniu uszkodzonego kwiatu czy przesadzaniu go. Nie jestem specjalistką w tej kwestii, ale w sieci na hasełko „trujące rośliny doniczkowe” można znaleźć sporo artykułów, których lekturę polecam. Oczywiście nie ma co panikować, ale warto wiedzieć. Oto skrócona lista kwiatków, które mogą okazać się groźne dla zdrowia:

1. gwiazda betlejemska,

2. oleander (ponoć kiedyś robiono z niego trutki na szczury),

3. kroton,

4. diffenbachia,

5. filodendron,

6. fikus,

7. cyklamen,

8. dracena,

9. skrzydłokwiat,

10. atrium,

11. grubosz czyli tzw. drzewko szczęścia (?!)

12. fiołki: afrykański i alpejski,

13. szeflera,

14. psianka paprykowata,

15. kliwia pomarańczowa.

No i co by tu wybrać, żeby było zdrowo? 🙂 Mam w domu sporo paprotek, których nie znalazłam na żadnej czarnej liście 🙂

Zima, zima, zima

Wyczyściłam już i …

Wyczyściłam już i schowałam zimowe buty, wyprałam grube kurtki no i… trzeba będzie znowu wyciągnąć. Jeszcze wczorajsze i przedwczorajsze chłody można było jakoś przechodzić w jesiennych kozaczkach, ale dziś mamy znów śnieżną zimę. W sumie, lepiej teraz niż w maju, jak dwa czy trzy lata temu, kiedy to zrujnowało mi ogródek i uniemożliwiło planowy powrót od rodziny. Że nie wspomnę, o tym, że nawet żadnych ciepłych ciuchów nie mieliśmy przy sobie…

Mimo, że pogoda bardziej sugeruje zbliżanie się Świąt Bożego Narodzenia, niż Wielkanocnych, cieszę się jej ostatnimi dniami. Znów jest tak czyściutko i bielutko, nie ma błota, powietrze jest rześkie, śnieg chrupie pod butami…

PS. „Zbiór” fotografów zakończony, propozycje przesłane do M.

Ślub i fotograf

W końcu moja przyjaciółka wychodzi za mąż 🙂 W końcu, bo od dawna ślub był planowany, ale ponieważ się „podróżowali” data była ciągle przekładana. Tym razem deklarują, że staną przed ołtarzem. No zobaczymy. Przyjechali z zaproszeniem, posiedzieliśmy, pogadaliśmy, powspominaliśmy, pośmialiśmy się, no i… znów wyjeżdżają 🙂

Przy okazji przypadła mi niewdzięczna rola znalezienia fotografa na ich ślub. Chyba było za dużo wina, skoro się na to zgodziłam. Przemyślawszy sprawę stwierdzam, że zrobiłam straszną głupotę. Jeśli coś będzie nie tak ze zdjęciami, to wszystko będzie na mnie, a uroczystości już się nie powtórzy. Siedzę więc od rana i buszuję po galeriach fotografów warszawskich i na forach, szukając kogoś the best. Szukam kogoś kto robi zdjęcia subtelne, dobrze skomponowane, oddające chwilę – moim zdaniem, muszę podesłać kilka linków M., żeby trochę rozproszyć odpowiedzialność.

No trudno, skoro się obiecało to szukam dalej…

Kable – plaga polskich krajobrazów

Nie oszukujmy się: rachunki za energię są spore, chyba w całej Polsce. Znaczną część kwoty, którą płacimy stanową różne opłaty nie związane bezpośrednio z kosztem wytworzenia energii. W czasach budowy infrastruktury elektrycznej, rozumiem że opłaty te szły na budowę. Ale teraz, kiedy wszystko jest wybudowane? Rozumiem, że są to czyste opłaty manipulacyjne w pełnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście nie jest to kwestia tylko dostarczania prądu, przy wodzie i gazie jest to samo.

Jasne, że czasem zdarzają się awarie, które trzeba z tych pieniędzy naprawić, jakieś linie pozrywane przez wiatr… I to kolejna kwestia dla mnie niezrozumiała – dlaczego kabli nie kładzie się pod ziemią? Czy nie byłoby to bezpieczniejsze? W wielu miastach tak są położone i nawet w czasie wichur nie zagrażają mieszkańcom. Tymczasem w innych i „w polach” kable spokojnie „dyndają” sobie w powietrzu, a w razie czego larum, że ileś tysięcy osób nie ma prądu. A gdyby tak przeznaczyć te składki całego społeczeństwa na zapewnienie bezpieczeństwa – i w sensie dostępu do prądu i braku ryzyka, że jakiś kabel na głowę komuś spadnie – i puścić je pod ziemią?

Przy okazji znacznie poprawiłby się krajobraz i nie byłoby takich widoków jak na zdjęciu poniżej, gdzie piękny, zabytkowy drewniany kościółek jest „udekorowany” mało urokliwymi kablami i słupami elektrycznymi.

Czas na wiosenne zmiany

Jakoś to tak już jest, że wiosenna pogoda nastraja mnie do wprowadzania zmian.

Rozważając pomiędzy zmianą fryzury, a zmianą wystroju w domu, skłaniam się ku tej drugiej opcji, a konkretnie ku remontowi kuchni 🙂 No może remont to za dużo powiedziane (żadnego kucia nie będzie… chyba… 🙂 ), po prostu malowanie i może jeszcze mała zmiana szafek…

Ostatnio widziałam fajne, metaliczne farby, idealnie nadające się na moją jedyną niezastawioną dużą ścianę kuchenną. Oczywiście kolor będzie uzależniony również od mebli, tzn. czy zostawimy stare, czy zdecydujemy się na zmianę. Bardzo, bardzo podobają mi się robione, idealnie dopasowane meble na zamówienie, a nie tak jak teraz mamy – takie trochę kombinowane, a najbardziej takie rustykalne mebelki, zastanawiam się tylko czy białe czy brązowe. Ale uważam, że są po prostu piękne.

Niestety moja druga połówka, na „starocie” kręci nosem i woli coś bardziej nowoczesnego, tzn. najbardziej chciałby zostawić te co mamy, bo uważa, że nie są jeszcze stare, ale gdyby miał zmieniać to woli zamówić jakąś nowoczesną kuchnię, najlepiej w laminowanej płycie. Do tego koniecznie chce mieć duży stół w kuchni, żeby nie chodzić z jedzeniem do pokoju. Przegląda więc przy okazji stoły do kuchni i co jakiś czas jakieś „typy” mi podrzuca. Też ładne, ale…

Ech, trzeba się jakoś dogadać 🙂 Albo stanowczo powiedzieć kto rządzi w kuchni i tyle w temacie 🙂 Tym bardziej, że on na prawdę rzadko tam bywa, albo raczej krótko – robiąc herbatę, śniadanie czy kolację.

Kwiaty w ogrodzie

Co roku latem …

Co roku latem obiecuję sobie nie dokupywać nowych kwiatów do ogródka, bo za duży nie jest, a i tak w następnym roku wiosną mnie kusi i zwykle skusi.

W tym roku korcą mnie pnące róże. Szukam i szukam i powiem szczerze, że sugerując się zdjęciami nie ma ładnych pnących róż – chodzi mi o takie o dużych, pełnych kwiatach, możliwie jak najdłużej kwitnących. Wszystkie, które oglądam wyglądają tak… wypłoszowato. Mają mało płatków i to dość drobnych. Jeśli jakiś spec od róż – albo ktoś kto posiada wiedzę o pięknej odmianie róż pnących – przypadkowo lub świadomie zajrzy na ten blog i zechce podzielić się ze mną wiedzą to będę bardzo, bardzo wdzięczna 🙂

Czy państwo może mówić ludziom co i z jakim skutkiem mają robić w łóżku?

Czy państwo, a …

Czy państwo, a dokładnie politycy, mają prawo mówić ludziom co – i z jakim skutkiem – mają robić w łóżku? Bo tak należy chyba zapytać. I już wyjaśniam o co mi chodzi? Przepisy obowiązujące w naszym pięknym kraju, ustanawiają mnóstwo praw i wolności, których nie można naruszyć. Mamy zagwarantowaną równość wobec prawa, sumienia i religii, zrzeszania się, nietykalność cielesną, równe prawa w życiu gospodarczym, rodzinnym i społecznym, wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się, nienaruszalność mieszkania, wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, itd., itd. Ustawy mówią jakie informacje i przez kogo mogą być przetwarzane, a jakie są naszą prywatną sprawą, kiedy można ukarać za dyskryminację, itp.

Dlaczego więc politycy premiują rodziny wielodzietne, dyskryminując bezdzietne lub posiadające jedno dziecko? Przecież każdy na gruncie naszej konstytucji i ustaw ma mieć takie same prawa. Jedni są szczęśliwi mając przy sobie jedno dziecko, inni decydują się na dwójkę, jeszcze inni spełniają się jako rodzice gromadki dzieci, jeszcze inni w ogóle nie czują powołania do bycia rodzicami. To ile mamy dzieci czasem jest uzależnione od przypadku, czasem od świadomego wyboru, a czasem wynika z uwarunkowań od nas niezależnych – jeśli ktoś z różnych względów nie może mieć potomstwa (lub więcej dzieci).

Państwo tłumaczy się koniecznością utrzymania emerytów. Moim zdaniem jest to argument po prostu GŁUPI – tak, pisany wielkimi drukowanymi literami. Jest to wyraz nieudolności państwa i braku pomysłu i kreatywności rządzących, świadczący o ich krótkowzroczności. Rozważmy jak by to było, gdyby przyjąć „politykę” państwa za słuszny kierunek. Aby nowe pokolenia mogły spokojnie utrzymywać stare oraz zapewniając należyty dobrobyt ZUS-owi, przyjmijmy przyrost naturalny w wysokości 10% na jakiś tam okres. Gdzie będzie granica wydolności państwa? Kiedy pojawi się problem z wyżywieniem ogromnego społeczeństwa, kiedy już obecnie na świecie mamy przeludnienie i stoimy w obliczu braku pożywienia? Dlaczego zamiast reformować system wciąż liczymy na „przyszłe pokolenia”, które gdyby wiedziały jaki ciężar będą musiały dźwigać, nie chciałyby się narodzić?

Czy ktoś wreszcie zda sobie sprawę, że wskaźniki w stylu przyrost naturalny, wzrost gospodarczy, wzrost PKB, itp. nie mogą wiecznie iść w górę i nauczy się gospodarować tym co mamy? Jako społeczeństwo jesteśmy obarczeni ogromnymi podatkami, kwestia leży tylko w ich rozsądnym wykorzystaniu