Przedświąteczne postanowienia i cud odchudzania
Od wielu lat moim postanowieniem noworocznym jest zacząć się odchudzać 🙂 Jak zapewne większości kobiet. Niestety to postanowienie jest realizowane zwykle przez jakieś dwa tygodnie nowego roku, a później lipa i lekka przedurlopowa histeria 😉 W tym roku (a właściwie w poprzednim) postanowiłam „oszukać postanowienie” i przeniosłam je na… listopad. Wtedy zwykle zaczyna się większe zamieszanie w pracy, siedzi się dłużej, je mniej – bo nie ma czasu, biega po sklepach w poszukiwaniu prezentów i w ogóle moja aktywność wówczas zdecydowanie wzrasta. Wykorzystałam ten czas narzucając sobie dodatkowo kontrolę nad przegryzkami, żeby nie było, że jak nie ma czasu na obiad, to wciągnę kilka snickersów dla kurażu i pobudzenia sił 🙂 Zaczęłam też trochę ćwiczyć. Efekt wyszedł taki, że kiedy wskoczyłam w święta w obcisłą kieckę, to wszyscy zrobili wow, mimo że waga pokazuje tylko 3 kg mniej (co oczywiście też jest osiągnięciem). W święta jakimś cudem udało mi się pilnować, więc wszystko pozostało w normie i tylko teraz muszę zapanować nad zimowym obżarstwem, bo robi się chłodno, a zawsze mój apetyt rośnie proporcjonalnie do spadku temperatury 😉
Ale, ale… Ostatnio zaczęła mi szwankować waga, tzn. dłużej się namyślała zanim w ogóle postanowiła się „wyzerować” i dłużej ważyła. Wczoraj w ramach buntu pokazała mi, że ważę 125,6 kg!!! (nie jestem małą osóbką, ale zawsze do tej wagi mi było daleko). A dziś nastąpił cud odchudzania – pokazała 2,9 kg !!! Chodakowska, schowaj się. W ciągu jednego dnia, to nawet Ty tak nie potrafisz 😉
PS. Wyczerpałam limit tagów do bloga… Nie sądziłam, że to możliwe…