Dziecko na zielonej szkole

Dziecię pojechało na zieloną szkołę. Tak to już bywa, że na takich wyjazdach rządzi nam zasada: jak jest dobrze, to się nie odzywam, jak źle to dzwonię. Pierwsze wyjazdy były dla mnie udręką, bo chciałam się dowiedzieć jak podróż, zakwaterowanie, wyżywienie i w ogóle co słychać. Telefon zwykle nie był odbierany, a jeśli już został, to informacja brzmiała coś w rodzaju: „wszystko ok, mamo, nie dzwoń”. Za to mój telefon dzwonił jak mu coś dopiekło i chciał się pożalić lub wręcz zażądać przyjechania po niego i zabrania z imprezy. Przy czym często były to telefony nocne, że spać nie może, że coś tam mu dolega, itp. Tym razem o jego sen się nie obawiam, bo w programie mają sporo chodzenia po górach, więc będą zmęczeni, a poza tym z naszych doświadczeń wynika, że górskie powietrze go usypia więc nocleg w Zakopanem powinien mu minąć spokojnie. Po kilku jego wyjazdach doszłam do wniosku, że brakiem telefonów nie ma się co przejmować, bo zwiastują one mi mniej ni więcej jak tylko to, że wszystko jest w najlepszym porządku i Dziecko się dobrze bawi.

Niestety w takich okolicznościach zawsze jest mi trochę niekomfortowo, kiedy do mnie dociera, że rozmowa z rodzicami w wieku -nastu lat to wstyd (choć mam nadzieję, że nie sama rozmowa tylko dzwonienie, żeby się pożalić). Ostatnio zadzwoniło Dziecko sprawić matce przyjemność i poopowiadać trochę – że właściwie jest fajnie, choć jedzenie nie bardzo przypadło mu do gustu (standard, najlepiej gotuje matka 🙂 ) – coś było nie tak z makaronem w zupie i był koperek w ziemniakach, a wiadomo powszechnie, że koperek rzecz niebezpieczna, która może zaatakować 😉 Rozmawialiśmy w najlepsze, kiedy do pokoju wszedł kolega. Usłyszałam jeszcze tylko: „no to pa, muszę kończyć” i tyle było mojego. A jeszcze nie tak dawno przytulanie, wskakiwanie na kolana, albo na ręce było czymś normalnym… Dzieci za szybko rosną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *